Zachłannie wykradam listopadowi wszystkie słoneczne chwile, ograbiam go z promieni, które skrzętnie magazynuję, by przetrwać do wiosny. Otulam się wielkim swetrzyskiem i równie wielkim szalem i chociaż na chwilę staram się zapomnieć, że idzie zima. Listopad jest, chyba przez wszystkich, najbardziej znienawidzonym miesiącem: bo jest szary, ponury, deszczowy, bo szybko robi się ciemno, bo nic się nam nie chce, bo popadamy w melancholię i najchętniej zapadlibyśmy w sen zimowy. Ale zdarzają się takie dni jak ten, że listopad stara nam się przypodobać; zaprasza nas na spacer i pomimo, że wiatr szaleje i starannie ułożona grzywka absolutnie nie chce pozostać w miejscu w jakim bym sobie życzyła to i tak cieszę się z tych rzadkich momentów i życzę ich sobie i Wam jak najwięcej :)
Sweter upolowany w sh, nówka sztuka z metkami , skład bardzo dobry, więc mam nadzieję, że będzie mi długo służył. Sukienka idealna na jesienne chłody; szal z zeszłego roku, ale podobne, a może nawet identyczne można wciąż kupić na Allegro. Buty wysłużone i wiosną zastanawiałam się, czy nie puścić ich w świat, ale bardzo się cieszę, że jednak się z nimi nie rozstałam, bo na pewno bym tego żałowała.